Biłem, piłem i ćpałem…
Witam Was Drodzy Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie
Chciałbym podzielić się z Wami moimi przeżyciami, które to doprowadziły mnie na samo dno. Mam 28 lat, obecnie odsiaduję kilkuletni wyrok za różnego rodzaju przestępstwa. Już jako mały chłopiec lubiłem robić różne rzeczy, najbardziej te niebezpieczne, pakowałem się w kłopot za kłopotem. Nigdy nie słuchałem ludzi, którzy dobrze mi radzili, nie lubiłem wykonywać poleceń przełożonych, czy też nauczycieli, rodziców. Uważałem, że sam wiem najlepiej co dla mnie dobre, chodziłem zawsze swoimi ścieżkami.
Do szkoły chodzić nie lubiłem, nieraz siedząc w klasie czułem się jakbym do niech wszystkich nie pasował, mówię tu o moich rówieśnikach.
Miałem swoich kolegów poza szkołą – na ulicy i tam czułem się najlepiej. Z nimi miałem wspólne tematy do rozmów i zabaw. Nie pasował mi nigdy żaden porządek i obowiązki. Szybko stałem się egoistą i szukałem tego co sprawiało mi satysfakcję. Pamiętam jak mama tłumaczyła mi, żebym się uczył, bo co będę robił w przyszłości? Ja jej odpowiadałem: „Ja nie wiem, czy w ogóle dożyję do wieku dorosłego”. Starałem się zabić nudę i szarzyznę codziennego dnia.
Szybko rozsmakowałem się w alkoholu, gdzieś w ósmej klasie szkoły podstawowej spróbowałem amfetaminy i tak już te dwa nałogi ze mną wędrowały. Zawsze szukałem czegoś do wypicia i do wyćpania. Następnie poznałem ludzi, którzy mają dostęp do narkotyków, ponieważ w tamtym czasie w moim miasteczku jeszcze ich nie było można dostać, trzeba było po nie jeździć do większych miast. Brałem tego trochę na sprzedaż ale większość tego wyćpałem wspólnie z kolegami. Nigdy na tym tak naprawdę nie zarobiłem, wręcz przeciwnie, zazwyczaj wychodziłem na tym na minusie. Wiadomo – na prochach nie zarabiają ci, którzy ćpają, a ja ćpałem naprawdę dużo. Kiedy miałem długi, musiałem coś ukraść, aby je spłacić. Jakoś zawsze z tego wychodziłem, ale tylko dlatego, żeby wpakować się w następne – takie błędne koło. Po alkoholu bywałem agresywny, zdarzało mi się kogoś pobić i tak właśnie trafiłem do aresztu – za pobicie spędziłem tam pięć miesięcy.
Byłem już wtedy pełnoletni i po wyjściu nie byłem lepszym człowiekiem. Szybko wróciłem do swoich ulubionych zajęć. Robiłem wszystko to co przedtem tylko, że ze zdwojoną mocą. Tak mijało mi życie, areszt- kilka miesięcy w zamknięciu, wolność – ćpanie, alkohol, przestępstwa. To było moje całe życie. Tak naprawdę, to nie wiedziałem po co żyję, nie widziałem żadnego sensu w moim życiu. Stałem się totalnie niewrażliwy, znieczuliłem się na wszystko. Wydawało mi się, że to jest słabość wzruszać się i facetowi nie przystoi mieć jakiekolwiek skrupuły. To już mnie zniszczyło do reszty. Przestałem rozróżniać co jest dobre, a co złe. Mało tego – doszedłem do takiego stanu, że zło czy dobro wydawało mi się tym samym, nawet potrafiłem nazywać zło dobrem i mówiłem, że to nic takiego.
Naprawdę można dojść do takiego stanu, że już się tego nie widzi. Każde zło można sobie wtedy usprawiedliwić, w jakiś sposób. Tak naprawdę, to strach przed trafieniem na wiele lat do więzienia powstrzymał mnie przed popełnieniem najgorszych zbrodni. Dziękuję Panu Bogu za to, że nikogo nie zabiłem. Wiem, że kilka krotnie Pan Bóg zatrzymał moją rękę przed popełnieniem strasznego czynu. Po kolejnym rozboju w moim wykonaniu zacząłem się zastanawiać poważnie nad tym, do czego jeszcze jestem zdolny. Pobiłem pewnych ludzi metalowym przedmiotem. Jestem pewien, że wtedy Pan Bóg zatrzymał moją rękę przed zadaniem za mocnego uderzenia.
Pamiętam, kiedy wziąłem zamach na jednego z tych ludzi – celowałem z głowę ale na chwilę przed tym uderzeniem coś mnie wyhamowało i to uderzenie doszło do głowy tego człowieka ze znacznie mniejszą siłą. Jestem tego pewien, że to ręka Boska uratowała tego człowieka przed śmiercią, a mnie przed dożywotnim więzieniem. Od tego czasu unikałem awantur i miejsc o podwyższonym ryzyku, aby uniknąć tego typu zajść. Z czasem agresję przenosiłem do własnego domu, nie miałem nad sobą kontroli.
Pamiętam, jak pewnego razu pod wpływem narkotyków oddałem się szatanowi. Wypowiedziałem jakieś słowa, mało świadomie, ale to wystarczyło. Te słowa może nie były znaczące ale szatan już wcześniej miał mnie w swoich łapach, ponieważ oddawałem mu się w myślach. Zacząłem być jedną chodzącą nienawiścią. Ja już robiłem to, co chciał zły. W mojej głowie pojawiały się różne straszne pomysły. Niektóre z nich realizowałem, od niektórych się powstrzymywałem, nieraz potrafiłem przez długi czas głośno rozmawiać z kimś przez sen, krzyczeć. Miewałem straszne sny. Pamiętam jak pewnego dnia przeszkadzały mi moje własne ręce, czułem do nich wstręt, kładąc się spać. Włączałem telewizor i dopiero gdzieś około trzeciej rano wszystko się uspokajało i ataki złego ustawały. Przestraszyłem się tego, co się ze mną działo.
Pewnego razu znalazłem zakurzony obrazek Matki Bożej namalowany na płótnie i zawiesiłem go w swym pokoju ale to jak gdyby wzmogło ataki złego ducha. Nie dawał mi spać, szarpał mną, ryczał do ucha – prawdziwa bestia. Zacząłem się modlić ale on jak gdyby zduszał mnie, kiedy zaczynałem się modlić. Na tamten czas pamiętam tylko modlitwę Zdrowaś Maryjo i Ojcze Nasz. Próbowałem je odmawiać wieczorem ale w dzień i tak robiłem dalej to co mi się podobało. Jednak już od jakiegoś czasu takie życie, które prowadziłem przestawało mi się podobać. Wiedziałem, że to wszystko zaprowadzi mnie do piekła, zresztą już tutaj na ziemi tego piekła zasmakowałem. Pamiętam jak miałem sen, że jestem umieszczony w ogromnej maszynie do mielenia mięsa, a tą maszyną operował szatan. Nie widziałem go, po prostu czułem, że on stoi za sterami tej maszyny, a ja byłem w niej w połowie leja i od pasa w dół byłem już zmielony. Z maszynki wychodziło mięso, takie z jakiego robimy mielone. Szatan dawał mi do zrozumienia, że należę do niego i nie da się tego zmienić.
W tym czasie poznałem kolegę Tomka, który podarował mi Pismo Św. i zaproponował mi, abym zaczął od Ewangelii ale ja jej nie czytałem, byłem za to szczęśliwy z tego, że Ją posiadam, Ucieszyłem się, że mi ją podarował, włożyłem ją do szafki. Nigdy wcześniej nie było tej Księgi w moim domu. Przeczytałem może jedną stronę Ewangelii według Św. Mateusza ale nie miałem jeszcze siły, aby się oderwać od tego całego zła. To był czas, kiedy już byłem poszukiwany przez policję. Pomyślałem, że jak mnie już zatrzymają, to zabiorę Pismo św. ze sobą do więzienia.
Pewnego wieczoru położyłem się u siebie i zacząłem się modlić. Moja modlitwa była dosyć nieudolna ale jak umiałem, tak się pomodliłem. Pomyślałem sobie, że znowu nie będę mógł spać przez tego złego ducha Tego wieczoru było jednak zupełnie inaczej niż wcześniej. Zaczęło się dziać coś zupełnie innego, bo zamiast ataku zacząłem odczuwać przyjemne uczucia dobra, które wlewało się we mnie, jak gdyby to była cienka stróżka czegoś dobrego. Wtedy pomyślałem, że nigdy wcześniej nie czułem niczego podobnego. Zapytałem dosłownie: „Czy to Ty Boże ?” i wtedy to uczucie ciepła spłynęło na mnie całym strumieniem, to była odpowiedź bez słów. Już wtedy wiedziałem, że to uczucie pochodzi od Pana Boga. To było moje pierwsze, tak namacalne, spotkanie z Bożą Łaską.
Za jakiś czas, kiedy wracałem do domu po nocnych eskapadach, kilkanaście metrów od mojego domu ogarnęło mnie uczucie obecności Pana Jezusa. Poczułem nagle ogrom mojego grzechu i winy. Czułem się jak śmieć, zacząłem płakać i pierwszy raz w życiu tak szczerze żałować za swoje postępowanie. Jednocześnie czułem, że Pan Jezus mi te winy przebacza. Nigdy nie zapomnę tego spotkania. Nie mogłem przestać myśleć o tym wydarzeniu. Poczekałem, aż się wypłaczę i poszedłem do domu. Nie myślałem wcześniej aby kiedykolwiek miało spotkać mnie szczęście. Zazwyczaj myślałem, że mam w życiu dużego pecha, a tutaj nagle czuję wiarę w Boga. To jest najwspanialsza rzecz, która mnie w mym życiu spotkała. Nie wiedziałem, że jestem tak przez kogoś kochany
Pan Jezus Drodzy Bracia i Siostry nas wszystkich tak bardzo kocha, że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Najwspanialsze jest to, kiedy się wie, że się jest kochanym. Mąż żony często pyta: Czy kochasz mnie? Potrzebują, aby im powiedzieć: „Tak kocham Cię”, a Pan Jezus tak kocha, że można to poczuć całym sercem i ta miłość rozbraja i zmienia najbardziej zatwardziałe serce – nawet takiego grzesznika jak ja. Oczywiście po tym spotkaniu nie od razu zacząłem żyć normalnie. Byłem bardzo zniewolony przez narkotyki, alkohol, środowisko przestępcze ale to co wcześniej opisałem było najważniejszym wydarzenie w moim życiu i nie mogło mnie nie zmienić.
Kiedy przyjechała do mojego domu policja, postanowiłem nie uciekać jak wcześniej, chociaż spokojnie mógłbym wtedy uciec, lecz nie chciałem. Pomyślałem, że i tak muszę odsiedzieć ten wyrok. Miałem zabrać ze sobą Biblię, ale jej nie wziąłem. Za to, kiedy trafiłem pod celę, jeden z kolegów ćwiczył sobie pompki na stoliku. Zauważyłem jak podkłada pod nogę od stolika jakąś książeczkę, aby mu się stolik nie chwiał podczas wykonywania ćwiczeń. Kiedy skończył, podniosłem ją i ze zdziwieniem odkryłem, że jest to Ewangelia i Dzieje Apostolskie. Zacząłem Ją czytać codziennie. Czułem powoli jak Słowo Boże działa we mnie i zaczyna mnie stopniowo zmieniać, zacząłem odczuwać opiekę Bożą.
Po przewiezieniu mnie do innego zakładu karnego zostałem osadzony w pewnym kolegą, który to podobnie jak ja czytał Pismo Święte. Mówił do mnie, że jak chcę, to mogę iść z nim na spotkanie „Bractwa Więziennego”, na Arkę. Odpowiedziałem mu, że z chęcią pójdę zobaczyć jak na takim spotkaniu wygląda i poszedłem. Bardzo mi się tam spodobało. Uczęszczałem na te spotkania prawie trzy lata i nie opuściłem żadnego, bynajmniej nie przypominam sobie, abym któreś z tych spotkań opuścił. Z początku, szczerze mówiąc, nie miałem zaufania do naszego Kościoła Katolickiego ale to wynikało z braku wiedzy o tym wspaniałym Kościele. Dzięki naszej kochanej siostrze Ani i równie kochanemu bratu Tadeuszowi zacząłem chodzić również co niedzielę na Mszę świętą i wyspowiadałem się z całego życia.
Przyznam się, że aż trzy razy musiałem iść do spowiedzi. Tyle zła we mnie było, że potrzebowałem sporo czasu, aby to wszystko dobrze wyznać. Po mojej pierwszej spowiedzi nastąpiła eksplozja radości i chociaż byłem w więzieniu, to w ogóle nie czułem się uwięzionym. Po raz pierwszy poczułem się naprawdę wolny. Ogromnym skarbem w naszym Kościele Katolickim są Sakramenty, szczególnie Sakrament Pojednania i Eucharystii. Teraz wiem, że na zawszę chcę należeć do tego właśnie Kościoła. Jeszcze raz serdecznie Bóg zapłać Tadeuszowi, siostrze Ani i naszym Duchownym, którzy trudzą się i przychodzą do tego miejsca, aby nas wspierać.
W dniu 8 grudnia br. w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny otrzymałem warunkowe zwolnienie z więzienia. Jestem pewny tego, że moje życie będzie wyglądać inaczej po opuszczeniu tych murów,
ono już wygląda inaczej.
Dziękuję ! Zostańcie z Bogiem !
Chwała Panu !
Wasz brat Tomek
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, rozważ jego skomentowanie lub skorzystanie z RSS-a i w konsekwencji otrzymywania informacji o nowych wpisach do Twojego czytnika.
Komentarze
Brak komentarzy.
Wybacz, komentowanie tymczasowo zabronione.