W KOŃCU SIĘ OBUDZIŁEM
Tak trudno przyznać, że sami sobie nie poradzimy
Dziesięć lat temu, przyjechałem tu na terapię ponieważ, przekonał mnie do tego psycholog z Zakładu Karnego w G, wzbudzając we mnie ogromne poczucie winy. Już od jakiegoś czasu, sam zaczynałem dostrzegać, że mam problem z narkotykami. Jednak o podjęciu decyzji przyjazdu tu na terapię, przeważył fakt, że po ukończeniu terapii mógłbym dostać podgrupę R2, lub może skorzystać ze zwolnienia warunkowego. Po przyjeździe tu, na samym początku zacząłem się buntować. Twierdziłem, że nie jestem narkomanem, ponieważ ja nie brałem w żyłę tylko wciągałem do nosa, a narkomanem jest te brudny typ na dworcu centralnym, a ja przecież w ogóle nie jestem do niego podobny. Poza tym ćpam tylko od czasu do czasu. Nie widziałem lub nie chciałem widzieć, że związek mi się rozpada, rodzina odsuwa się ode mnie przez mój nałóg. Dopiero po dwóch miesiącach dotarło do mnie, jak zdradliwa jest t choroba i co robi z uczuciami.
Powoli zacząłem realizować postawione mi zadania. Niestety robiłem to po najmniejszej linii oporu. Terapię przeszedłem po najmniejszej linii oporu, przebiegłem ją jak po rozżarzonych węglach szybko i bezboleśnie. Bałem się spojrzeć w głąb tego jak bardzo krzywdziłem moich najbliższych i dlatego było mi wygodniej tak to zostawić. Co tu dużo mówić po prostu dobrze grałem i wszyscy to kupili. Mój plan powiódł się w stu procentach. Dostałem R2 i zwolnienie warunkowe. Tylko co dalej?
Terapia dała mi wiedzę z której nie chciałem skorzystać. Po wyjściu wróciłem do rodziny, podjąłem pracę. Przez pierwszy rok byłem naładowany energią, wywołaną faktem, że jestem wolny, a zarazem czułem się potrzebny i kochany przez rodzinę.
Niestety popełniłem niewybaczalny błąd. Zlekceważyłem spotkania grupy A.N. Twierdziłem, że jest to mi nie potrzebne, że sam dam sobie radę. Kolejnym błędem było tłumienie w sobie uczuć. Z nikim o nich nie rozmawiałem. Po prostu nie umiałem o nich rozmawiać. Gwoździem do trumny była zbyt duża pewność siebie.
W dniu dzisiejszym dziwię się, że i tak udało mi się utrzymać tak długo. Po roku zacząłem ćpać codziennie. Stałem się obojętny na to co się dzieje wokół mnie. Kobieta odeszła ode mnie, dalej ćpałem. Sąd odebrał mi prawa rodzicielskie dalej ćpałem. Dalej rodzina wyrzuciła mnie z domu. Nic i nikt nie był w stanie mnie powstrzymać. Było coraz gorzej, bardzo szybko staczałem się w bagno. Brałem dożylnie co spowodowało, że wysiadł mi błędnik. Chodziłem na piętach, to był koszmar. Rodzina się mnie wyrzekła, i nie mogłem iść do nich po pomoc.
Uratowało mnie więzienie od niechybnej śmierci gdzieś w rowie. Po kilku miesiącach jak doszedłem do siebie, od razu poszedłem do psychologa prosząc o skierowanie na terapię tu do Ł. Dziś już jestem zdeterminowany do leczenia i walki o swoje życie na 150 %. Wiem i wierzę w to, że mi się uda, bo walczę o siebie i wygram.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, rozważ jego skomentowanie lub skorzystanie z RSS-a i w konsekwencji otrzymywania informacji o nowych wpisach do Twojego czytnika.
Komentarze
Brak komentarzy.
Wybacz, komentowanie tymczasowo zabronione.