To co mnie zgubiło

Witam wszystkich serdecznie. Mam na imię Tomek i mam wielką nadzieję, że pisząc ten artykuł zwrócę waszą uwagę na bardzo ważną rzecz. Przynajmniej chciałbym aby tak się stało. To co chciałbym wam uświadomić to prawdziwy powód mojego sięgnięcia po alkohol a później po narkotyki. Zresztą uważam, że ten problem dotyczy tak naprawdę wielu ludzi. Ponieważ zazwyczaj wszelkie powody sięgnięcia po jakiekolwiek środki psychoaktywne wynikają z problemów osobistych. Rzecz jasna my możemy tłumaczyć to sobie i innym na różne sposoby, ale prawda jest tylko jedna. Coś z nami jest nie tak, mamy jakieś ograniczenia i bariery, które nas zniewalają. A to z kolei przyczynia się do tego, że szukamy pomocy i lekarstwa w alkoholu i narkotykach. Idąc po prostu na łatwiznę i wierząc w to, że to co robimy to nam pomaga. Oczywiście pisząc ten artykuł jednocześnie pragnę przy okazji pokazać wam to do czego doprowadziło mnie picie i branie narkotyków. Tak więc, od kiedy sięgam pamięcią, to zawsze miałem trudności z mówieniem o sobie. Nie potrafiłem tak swobodnie z kimś rozmawiać jak moi koledzy. Czego rzecz jasna bardzo im zawsze zazdrościłem. Zazdrościłem im tej spontaniczności i wyluzowania. Pamiętam, że jak miało dochodzić do tego, że w większym gronie miałem coś powiedzieć to zaraz jak na zawołanie jąkałem się, albo mówiłem coś bez sensu. Co jeszcze bardziej mnie denerwowało i sprawiało, że coraz bardziej zamykałem się w sobie. Pamiętam, że największe problemy miałem z nawiązaniem rozmowy z jakąś dziewczyną. Po prostu brakowało mi pewności siebie, miałem bardzo niskie poczucie wartości, czułem się źle i do niczego. Mnie tak naprawdę paraliżowało na samą myśl o tym, że miałbym od tak sobie zagadać z jakąś dziewczyną. Już nie wspomnę o tym, że miałbym porozmawiać z kilkoma dziewczynami naraz. W mojej głowie toczyła się walka i nasuwały mi się zaraz różne myśli na własny temat. Zazwyczaj były to myśli typu, że jestem nudny, że co ja mogę ciekawego powiedzieć, w jaki sposób mogę zaskoczyć i zrobić dobre wrażenie. Co ona o mnie pomyśli, pewnie będzie się ze mnie śmiała i miała niezły ubaw z koleżankami itd. Więc wolałem siedzieć cicho i nic się nie odzywać. Nie wychodzić poza pewną linii. I tak było przez dłuższy czas. Jednak to wszystko z biegiem czasu nie dawało mi spokoju. Męczyłem się i nie mogłem pogodzić z tym, że jestem inny, nie taki jak moi rówieśnicy. Przez to wszystko jak siebie widziałem i jak się czułem unikałem różnych spotkań i większych wypadów gdzieś po szkole. Krótko mówiąc byłem spokojnym a zarazem bardzo wyciszonym chłopakiem, który nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych. W szkole szło mi bardzo dobrze z czego rodzice bardzo się cieszyli, w domu niczego mi nie brakowało, miałem jak to się mówi wszystko podane na tacy. Ale niestety moje kompleksy blokowały mnie izolowały od otoczenia. One odzywały się w najróżniejszych sytuacjach przez co w mojej głowie robił się coraz większy bałagan. Nie pamiętam dokładnie jak doszło do tego, że postanowiłem pierwszy raz pójść na wagary, ale pamiętam dokładnie co w tym dniu się działo. Razem z kolegami poszedłem na wagary do parku, po drodze kupiliśmy kilka win i coś do jedzenia. Na początku nie miałem zamiaru pić ale gdy zobaczyłem jak jest im wesoło, że śmieją się nie wiadomo z czego, że nagle w ich życiu pojawiła się taka beztroska, to postanowiłem również się napić. Nawet nikt nie musiał mnie już do tego namawiać, moja ciekawość i chęć poczucia się tak jak oni się w tamtym momencie czuli, była silniejsza od wszystkiego. Nie pamiętam ile wtedy wypiłem, ale czułem się fajnie, swobodnie nie krępowałem się mówiąc o sobie. Byłem zadowolony z tego, że w końcu mogłem poczuć się ”normalnie”, tak jak koledzy którym od dawna zazdrościłem, tej otwartości i swobody. Od tamtego dnia wszystko powoli zmieniało się, ponieważ sięgałem po alkohol coraz częściej, a wagary stały się dla mnie już tradycją. Co doprowadziło między innymi do tego, że miałem wielkie problemy z nadrobieniem zaległości. A co za tym idzie, w domu powstały kłótnie i nikt nie wiedział co się ze mną dzieje. Nikt nie nie wiedział co jest przyczyną zmiany mojego zachowania jak i mojego podejścia do całej rodziny i innych ludzi. Oczywiście mnie nic nie interesowało, ja już dbałem tylko o swoje zachcianki i potrzeby. Dla mnie było najważniejsze to, że w końcu mam wielu znajomych, którzy nie nabijają się ze mnie tak jak to było kiedyś, którzy chcą zemną przebywać i rozmawiać. Czułem się jak ktoś wyjątkowy i ważny, dlatego nie miałem zamiaru rezygnować z tego co na tamten czas myślałem, że mi pomaga. Przez alkohol, który zmieniał mój tok myślenia i mnie oszukiwał, czułem się potrzebny, akceptowany, lubiany i nie dostrzegałem żadnego problemu w tym co robię. Zresztą nie chciałem ponownie odczuwać tej pustki, nicości i samotność, nie chciałem tej izolacji, nudy i wiecznej ciszy. Ale wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zauważyłem tego jak zawaliłem szkołę i że grozi mi nie klasyfikacja z kilku przedmiotów. A mało tego, że nie zdałem do kolejnej klasy, to mogę szczerze się przyznać, że moje zachowanie stawało się coraz gorsze. Dalej uciekałem z lekcji, piłem alkohol, stawałem się coraz bardziej pyskaty, wulgarny, agresywny i nie słuchałem innych. Opinia kolegów była dla mnie najważniejsza, po prostu swoje kompleksy i niskie poczucie własnej wartości myślałem, że rozwiąże pijąc alkohol i konsekwentnie ukrywając się za kolegami, których inni się bali i trzymali się od nich z daleka. Ale niestety byłem w błędzie (nie po raz pierwszy zresztą) ponieważ kolej rzeczy była taka, że trafiłem do Ośrodka Wychowawczego, gdzie zagubiłem się już całkowicie. Tam stałem się bardziej agresywniejszy, miałem pretensje do rodziny, do kuratora, nie umiałem funkcjonować bez alkoholu, a cały gniew, poczucie krzywdy oraz złość przelewałem na innych. Wszczynałem kłótnie, bójki, nie wracałem z przepustek, często łapano mnie na tym, że byłem pod wpływem alkoholu. W szkole uczyłem się na odczepnego, wszystko stawało się dla mnie obojętne a w głowie miałem już tylko jedno, zabawa, imprezy i alkohol. W wieku 18 lat trafiłem do więzienia, za kradzieże i wymuszenia, których dopuściłem się w tej samej placówce w której przebywałem wcześniej. Więzienie nie zrobiło na mnie większego wrażenia, chyba przygotowany na to wszystko byłem, zresztą nie byłem już tym samym, spokojnym, miłym, uprzejmym i zamkniętym w sobie Tomkiem. Stałem się całkowicie inną osobą,  krótko mówiąc kłamcą, kombinatorem i chamem, którego nie obchodziły uczucia innych osób. Potrafiłem manipulować i wzbudzać litość, grać na cudzych emocjach i uczuciach. Żyłem w błędnym przekonaniu, że jestem zaradny, i że radzę sobie w życiu, a tak naprawdę rzeczywistość była całkowicie inna. Bo ja skutecznie staczałem się na dno, nie dostrzegając dosłownie niczego. Tego jak bardzo zmieniłem się i skrzywdziłem rodzinę, szczególnie mamę. Tego, że nic w życiu nie osiągnąłem i tak naprawdę nie mam nic. To wszystko co alkohol niszczył i mi odbierał było dla mnie nie widoczne. Ja tego naprawdę nie widziałem. Moja rzeczywistość była zniekształcona, skrzywiona i chora. Po wyjściu z więzienia w 2004 roku, miałem zamiar żyć normalnie, pójść do pracy, w międzyczasie ukończyć szkołę zawodową o kierunku piekarza, po prostu żyć tak jak żyje większość ludzi. Postanowienie było szczere, ale nic z tego nie wyszło.  Ponieważ nie miałem żadnych  konkretnych planów, nie wiedziałem od czego mam zacząć wprowadzać jakieś zmiany, gdzie się udać po pomoc, co robić aby mi się po prostu udało. Najgorsze było to, że nie przyznawałem się do tego, że mam problem z alkoholem. Dochodziło do mnie, że alkohol „częściowo” przyczynił się do tego, że moje życie potoczyło się inaczej niż tego chciałem. Ale przyznać się do uzależnienia, to ja byłem bardzo daleki od tego. Swoje picie tłumaczyłem sobie na różne sposoby. Najczęściej, że piję kiedy ja chcę, przy jakiejś okazji itd. A, że okazję napotykałem praktycznie każdego dnia, to już nie moja wina. Tak po prostu bywa. Zresztą był jeszcze jeden problem o którym całkowicie zapomniałem, a mianowicie, moje kompleksy, i to one ponownie mnie pokonały. Nie potrafiłem, przyzwyczaić się do życia bez alkoholu, a problemy które napotykałem każdego dnia dobijały mnie. I tak o to pewnego dnia, pierwszy raz zażyłem narkotyków. Wtedy myślałem podobnie jak o alkoholu tzn., że znalazłem złoty środek na wszystkie moje dolegliwości. I niestety ponownie się pomyliłem. W ciągu kilku miesięcy stoczyłem się na  dno (każdy ma swoje). Nie zrobiłem nic co postanowiłem wcześniej, mało tego to popadłem w większe konflikty z prawem. Rodzina zostawiła mnie, a  znajomi nie chcieli zadawać się ze mną. Ale nie dziwi mnie to w ogóle, bo szczerze przyznając się, to patrząc na siebie z perspektywy czasu, to w głowie pojawia mi się pytanie. Kto by chciał utrzymywać kontakt ze złodziejem, kłamcą, kombinatorem, manipulatorem, szantażystą a w dodatku alkoholikiem i narkomanem? Tak więc zostałem sam i zamiast zgłosić się po pomoc, zacząć coś ze sobą robić, pracować nad podniesieniem własnej wartości, nad kompleksami, nad tym wszystkim co przyczyniło się do mojej choroby. To ja zdecydowałem odebrać sobie życie. (ponownie pójść na łatwiznę). Myśląc, że to jest najlepsze rozwiązanie w mojej sytuacji. Na szczęście nie udało mi się to, pomimo trzech poważnych prób. Widocznie ktoś nie chciał abym tak zakończył swoje życie. I dzisiaj już wiem na pewno, że to Bóg mnie uratował, bo On nie chciał tego abym w ten sposób zakończył swoje życie.  Tak naprawdę to ten artykuł mógłby nie mieć końca, ponieważ mógłbym pisać i pisać o tym co narkotyki ze mną zrobiły i jak mnie zmieniły. Ale to co chciałem wam pokazać poprzez napisanie tego artykułu. To niepodważalny fakt, że problemy się rozwiązuje poprzez rozmowę i pracę nad tym z czym sobie nie dajemy rady. A nie poprzez regulowanie swoich uczuć za pomocą różnych środków psychoaktywnych. To nie tędy droga, bo ta droga prowadzi do miejsca gdzie jest jedno wielkie cierpienie, ból i męczarnia. Tak więc proszę Ciebie zastanów się nad sobą i tym gdzie zmierzasz. Szkoda życia i zdrowia jak i tych wszystkich bezpowrotnie zmarnowanych lat. Na tą ciągłą i niekończącą się ucieczką przed samym sobą, przed tym kim jesteśmy i ja wyglądamy. Ja wiem co piszę i chcę Ciebie przed tym wszystkim co mnie dotknęło ustrzec. Więc wysiądź puki masz jeszcze czas z tego pociągu, który niedługo się wykolei i zacznij życie od nowa. A z własnego doświadczenia wiem, że jest to możliwe. Życzę każdemu kto przeczytał ten artykuł powodzenia i szczęścia w życiu.                              
TOMEK

Jeśli spodobał Ci się ten wpis, rozważ jego skomentowanie lub skorzystanie z RSS-a i w konsekwencji otrzymywania informacji o nowych wpisach do Twojego czytnika.

Komentarze

Brak komentarzy.

Wybacz, komentowanie tymczasowo zabronione.