Droga na samo dno

<Każdego dnia staczałem sie coraz bardziej>

Pierwszy raz spróbowałem alkohol w 1999 roku, miałem wtedy 14 lat, ale bardzo szybko zacząłem go spożywać prawie każdego dnia. Chowając za nim swoje problemy i kompleksy, wierzyłem w to, że alkohol mi pomaga i, że dzięki niemu radzę sobie ze swoimi uczuciami. Z tym co mi nie dawało spokoju i mnie dręczyło. Z tym o czym nie tylko wstydziłem się rozmawiać, ale i nie potrafiłem. Pijąc alkohol chciałem ukryć swoje ułomności. Ale z biegiem czasu nie potrafiłem już normalnie funkcjonować bez picia, moje życie kręciło się wokół alkoholu i imprez na których wielokrotnie traciłem przytomność i urywały mi się filmy. Moje życie zmieniło się błyskawicznie, jak i moja osoba. Ze spokojnego, skromnego, miłego chłopaka, zamkniętego w sobie, stałem się chamskim, pyskatym i zobojętniałym na to wszystko co się dzieje dookoła mnie bydlakiem. Nawet łzy i prośby mojej mamy nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Staczałem się każdego dnia, do coraz to głębszej otchłani. W której można śmiało powiedzieć, że powoli umierałem. Tryb życia jaki prowadziłem, czyli imprezy, kradzieże, włamania, bójki doprowadziły mnie do więzienia, gdzie odsiedziałem ponad dwa i pół roku. Wychodząc z więzienia miałem postanowienie, że nie będę już pił, że zacznę normalnie żyć, skończę z tym co mnie zgubiło. Ale niestety samo postanowienie nie wystarczyło. Moje problemy które były przyczyną tego, że sięgałem po alkohol, cały czas dawały o sobie znać, upominały się o coś. Nie dawałem sobie rady z tym wszystkim, nie wiedziałem co mam robić, ciągłe i te same uporczywe myśli dręczyły mnie. Więc w końcu pewnego wieczoru u kolegi na imprezie, ktoś zaproponował mi marihuanę, środek który twierdził, że na pewno mi pomoże na moje dolegliwości. Po dłuższych namowach zapaliłem ją, stwierdzając, że to jest to, czego ja potrzebuje. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego, że ten pierwszy raz przyniesie takie szkody i konsekwencje. To było w 2004 roku. A później sam nie wiem ile czasu upłynęło od tego pierwszego razu, gdy zapaliłem zioło, do tego momentu gdy sięgnąłem po amfetaminę. Tolerancja zrobiła swoje, a ja szukając coraz to nowych wrażeń, zacząłem wszystko mieszać. Alkohol z marihuaną i amfetaminą, dorzucając niekiedy jeszcze jakieś piguły. Krótko mówiąc straciłem całkowitą kontrolę nad swoim życiem, nad tym co robię, co biorę, nie panowałem nad niczym a w szczególności nad sobą. Stałem się agresywny i nieobliczalny, stałem się człowiekiem przepełnionym nienawiścią do wszystkich ludzi i cały czas odczuwałem wielkie poczuciem krzywdy. Marihuanę paliłem wszędzie gdzie się dało, w szkole, z której szybko mnie osunęli za naganne zachowanie. W pracy, z której sam się zwolniłem, stwierdzając, że jest mi ona nie potrzebna. Paliłem ją w każdym miejscu, tak jakbym palił sobie papierosy. I chociaż widziałem, że niektóre osoby wiedziały co robię, to i tak nie interesowało mnie to, było mi to obojętne. Dla mnie każde miejsce i każda pora była dobra na palenie marihuany. Nie liczyłem się z nikim, nikogo nie szanowałem, nawet szczerze się przyznam, że i siebie nie szanowałem. Przyszedł czas, że było mi obojętne to jak wyglądam, z kim się zadaję. Po prostu żyłem z dnia na dzień, kombinując kasę na ćpanie. Kłamiąc bliskich, wynosząc jakieś cenne rzeczy z domu. Gdy budziłem się rano miałem tylko jedno w głowie, co dziś ukradnę, albo gdzie się w łamie. I nie zastanawiałem się nad tym jak to zrobię, czy mnie złapią, a już tym bardziej nie myślałem o konsekwencjach tego co chciałem zrobić. Ważne było tylko to aby mieć kasę na narkotyki, albo jakieś rzeczy na wymianę. Pamiętam wiele przykrych incydentów z tamtego okresu. To jak mama cierpiała, płakała i nie spała po nocach czekając kiedy wróci jej ukochany syn, albo czy w ogóle jeszcze wróci. Pamiętam kłótnie, które ja wszczynałem pod byle jakim pretekstem, to jak wyzywałem mamę, obrażałem ją. Jak obwiniałem ją za moje niepowodzenia i porażki życiowe. Tyle bólu, cierpień i wstydu przyniosłem jej swoim postępowaniem. Pamiętam jak na mnie ludzie patrzyli, jak na jakieś zwierzę, jak na nie wiadomo co. Jak śmieli się ze mnie, gdy bardzo często nie mając umiaru przeholowywałem i spałem gdzieś w rowie. Pamiętam jak w barze urwał mi się film i koledzy po godzinie czekania, w końcu wynieśli mnie z ubikacji nieprzytomnego. Przykre ale prawdziwe. Wiele razy ktoś mnie znajdywał w najróżniejszych miejscach o których wstydzę się pisać. Pamiętam ten wzrok ludzi, pełen litości i współczucia, albo pogardy. Co oni wtedy musieli myśleć o mnie i mojej mamie? Nawet nie chcę się w to zagłębiać, bo to jest bardzo przykre i bolesne. Ponieważ mam pełną tego świadomość, że to ja zacząłem tworzyć patologię w rodzinie. Pamiętam, że kiedyś w domu gościła zawsze miła atmosfera, spokój, radość, miłość i szczęście.  A od momentu kiedy zacząłem pić wszystko szybko uległo zmianie. Moje relacje z mamą i z całą rodziną oraz bliskimi mi osobami stały się oziębłe i nie jakie. Ja uciekałem przed samym sobą, a inni uciekali przede mną. Wszystko było nie tak jak powinno, miałem dosyć takiego życia. O ile można to była nazwać życiem? Taki stan zniechęcenia do wszystkiego i do wszystkich, doprowadził mnie do coraz to częstszych myśl samobójczych. A z czasem do poważnych prób odebrania sobie życia. Ale na szczęście Bóg nade mną czuwał i nie pozwolił na to, żeby ktoś w wieku 21 lat zakończył w ten sposób swoje życie. Ja nie chcę nikogo umoralniać, ja chcę po prostu ostrzec innych przed tym co narkotyki robią z człowiekiem. Jak go zmieniają i jakie konsekwencje może każdy ponieść, kto sięgnie po te śmieci zapakowane w złotym papierku. Śmieci przedstawione jako lekarstwo na wszystko i dla wszystkich. Najgorsze jest to, że nie tylko straty ponosi osoba, która zażywa narkotyki, ale i rodziny osób uzależnionych (chorych). Oni również ponoszą konsekwencje tego ca ja i ty robimy. Dlatego pytam ciebie. Czy chcesz tego aby z Twojej winy, Twoja mama, tato, siostra, brat, żona, konkubina czy dziecko cierpiało? Bo nikt inny za to nie będzie odpowiedzialny. To Twoje decyzje, plany, zamiary i czyny przenoszą się na życie rodzinne i relacje jakie w niej panują. .
                                                                                                            
                                                                                                                                   TOMEK

 

Jeśli spodobał Ci się ten wpis, rozważ jego skomentowanie lub skorzystanie z RSS-a i w konsekwencji otrzymywania informacji o nowych wpisach do Twojego czytnika.

Komentarze

Brak komentarzy.

Wybacz, komentowanie tymczasowo zabronione.